piątek, 29 października 2010

Media a rzeczywistość



Nie należy budować opinii, a tym bardziej światopoglądu w oparciu o obrazki w mediach.

Czy jestem za in vitro?

W sejmie trwa dyskusja na temat in vitro. Spośród przedstawionych projektów dwa uważam za najbliższe chrześcijańskiemu podejściu: Bolesława Piechy i Jarosława Gowina.

Bolesław Piecha proponuje całkowity zakaz in vitro, ale w okresie przejściowym dopuszcza adopcję zamrożonych już embrionów. Jego projekt za tworzenie zarodków poza organizmem kobiety przewiduje karę dwóch lat pozbawienia wolności. Ponadto za niszczenie embrionów, badania nad nimi i handel, a także praktyki eugeniczne (chodzi o selekcję i niszczenie embrionów) - od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.

Poseł Jarosław Gowin (PO) dopuszcza tę metodę, ale jednocześnie wprowadza prawną ochronę embrionu. Projekt zakazuje tworzenia embrionów nadliczbowych, a tym samym ich mrożenia i selekcji. Gowin proponuje tworzenie maksymalnie dwóch zarodków, które byłyby implantowane do organizmu kobiety. Z tej metody mogłyby korzystać tylko małżeństwa, a w przypadku adopcji embrionu (gdy już po jego stworzeniu z określonych powodów nie dojdzie do jego implantacji do organizmu matki) również samotne kobiety. Za zniszczenie embrionu groziłaby kara do pięciu lat więzienia.

Jeśli chodzi o moje zdanie to w kwestii niszczenia zarodków sprawa jest oczywista - jest to niedopuszczalne i równoznaczne z aborcją.

Skłaniam się do stanowiska B. Piechy nie ze względu na to, że jestem przekonany, że sama metoda jest zła (choć tu przydałaby się również dyskusja o etycznej stronie sposobu zapłodnienia), ale ze względu na przewidywalność konsekwencji dopuszczalności w takim kraju jak nasz.

Nie chodzi o to, że ktoś powie "Nie ma przepisu w Prawie Bożym zakazującym in vitro" więc jestem "za" pod warunkiem, że nie niszczymy innych zarodków. Chodzi raczej o mądrość i roztropność w tej sprawie. O przewidywanie skutków legalizacji, znajomość mentalności ludzi - w szczególności tych, którzy tak bardzo zabiegają o in vitro.

Jak napisała Joanna Najfeld: "Żyjemy w kraju, w którym wymiar sprawiedliwości nie ściga ginekologów ze śmietnikami pełnymi dziecięcych szczątków. Ustawa aborcyjna z 1993 roku nie jest przestrzegana, mordercy ogłaszają się swobodnie w gazetach. A my dajemy sobie wmówić, że ta sama policja będzie miała chęci i możliwości sprawdzania, czy w danej klinice pod mikroskopem laborant powołał do życia jedno czy dziesięcioro ludzi i co z nimi robił dalej".

Uważam, że legalizacja in vitro otworzy puszkę Pandory i spowoduje brak kontroli państwa i organów ścigania nad tym zjawiskiem. Kwestią czasu będzie finansowanie in vitro z naszych podatków (bez względu na to czy będą to małżeństwa czy nie).

PS. Nawiasem mówiąc - w kontekście przepełnionych Domów Dziecka i zakładów adopcyjnych czasami o in vitro myślę jako o kaprysie dwojga dorosłych ludzi. Pewnie to przesada, ale trudno mi nie uciec od tej myśli. Wam również?

PS.2. Z powyższych powodów jestem również przeciwko dopuszczalności broni dla obywateli w sytuacji gdy państwo pozbawia się władzy miecza - wobec tych, którzy jej nadużywają dopuszczając się zabójstwa - w postaci kary śmierci. Docelowo oczywiście jestem za. Jednak nie w kontekście, w którym obecnie żyjemy. Wcześniej do wyprostowania są bardziej podstawowe kwestie.

sobota, 16 października 2010

czwartek, 7 października 2010

Dopalacze i pornografia

Zastanawiająca jest schizofrenia rządowych działań. Gdy niczym grzyby po deszczu zaczęły powstawać w naszym kraju sklepy z dopalaczami - rząd natychmiast zabrał się za ich kontrolowanie oraz zamykanie (wizyty sanepidu oraz policji w kilkuset punktach sprzedaży w Polsce). Oczywiście przy powszechnym poparciu tzw. opinii publicznej. Wszystko w ramach troski o życie i zdrowie obywateli.

Nie chcę w tym miejscu wywoływać dyskusji nt. legalizacji bądź penalizacji narkotyków. Zastanawia mnie natomiast coś innego. Jakie są argumenty, które można przywołać przeciwko handlowi dopalaczami, które jednocześnie nie byłyby argumentami przeciwko sprzedawaniu pornografii?

Co więcej:
- pornografia jest czymś dużo bardziej niebezpiecznym jeśli chodzi o skalę zjawiska. Wystarczy porównać ilość osób borykających się z problemami: zażywania dopalaczy oraz uzależnienia od pornografii
- pornografia jest o wiele bardziej rozpowszechniona i dostępna praktycznie wszędzie (kioski, wypożyczalnie DVD, rynki, sex shopy itp.) Dlatego o wiele łatwiej o kontakt z nią.
- podobnie jak w przypadku dopalaczy każdy kontakt młodego człowieka z pornografią niesie negatywne skutki - dla jego psychiki, woli, charakteru, ukierunkowania seksualności, zdolności samokontroli
- konsekwencje korzystania z pornografii widoczne są również w wymiarze społecznym (rozbija więzi rodzinne, produktywność i skuteczność działań)

Mimo powyższego jeszcze nie słyszałem o rządowych programach profilaktycznych, akcjach (np. w szkołach), ustawach mających na celu przeciwdziałanie pornografii. Ciekawe dlaczego?

sobota, 2 października 2010

Kto naprawdę walczy o ekologię?

Czymś dającym do myślenia jest fakt, że działacze Greenpeace, Gaji i innych "ekologicznych" organizacji bardziej skupiają się na tym czego nie robić, niż na realnym, twórczym działaniu przyczyniającym się do ochrony lasów, powietrza czy rzek.

Ile razy słyszeliście o protestach powyższych organizacji ekologicznych (niektórzy mówią: "eko-terrorystycznych" z powodu ich agresywnego i nachalnego działania ukierunkowanego przeciwko... ludziom)? Sądzę, że każdy z nas wiele razy (przykuwanie łańcuchami, bojkoty, blokady itp.). A ile razy słyszeliście o tym, że którakolwiek z nich - mając przecież niemałe wsparcie finansowe - stworzyła, wykreowała cokolwiek, co przyczyniłoby się np. do ochrony drzew, a jednocześnie zaspokajało potrzeby ludzkie. Tu jest ciężej, prawda?