"Wykształcenie
swoich dzieci biorą we własne ręce.
Lekcje organizują przy domowym stole albo
w plenerze. Na szkołach
się zawiedli
albo uważają,
że nikt lepiej od nich
nie wychowa
pociech
Jesteśmy dobrych 20 kilometrów za miastem. Dom pod lasem, na maszcie
powiewa polska flaga, na podwórku skubią trawę konie. W salonie ciepło
od rozpalonego właśnie kominka, na parapetach dojrzewają zerwane
w ogrodzie malinowe pomidory. Przy dużym stole stos podręczników. Tym
razem do matematyki. Lekcji słuchają dziesięcioletni Janek, ośmioletnia
Klara i sześcioletnia Łucja".Fragment artykułu także w internetowej wersji Rzepy.
Wszystko cacy i w ogólności to popieram tą ideę, jest jednak kilka ale:
OdpowiedzUsuń- ja i żona musimy zasuwać do roboty, skąd czas jeszcze na naukę
- podany w rzepie przykład jak sądzę dotyczy jakiś dość bogatych ludzi (dom pod lasem, konie) lub ludzi trudniących się rolnictwem - tu pewnie łatwiej o czas na kształcenie dzieci
- ja bym spokojnie nauczył moje dzieci każdego przedmiotu ścisłego (bo byłem w tym bardzo dobry i sam jestem tzw. umysłem ścisłym, podobnie jak moja żona), ale np. takie przedmioty jak plastyka, muzyka, polski (pewna część tego przedmiotu) nie lubiłem i nie potrafiłbym dzieci ich uczyć - co wtedy ?
Ja bym jednak wolał posłać dzieci do prywatnej szkoły, takiej jaką sam sobie wybiorę (światopogląd itp.) niż sam się brać za edukację.
Z poważaniem,