środa, 28 grudnia 2011

Judasz, papieże i protestanci

Pewien  protestant sprowokował mnie do sformułowania kilku myśli na temat jedności i ciągłości Ludu Bożego. Powodem był fakt, że mocno oburzył się na moje stwierdzenie, w którym wskazałem na papieży i teologów katolickich sprzed reformacji jako na "ojców wiary" każdego z protestantów. Oczywiście dla wrażliwych, ortodoksyjnych "protestanckich" uszu było to nie do przyjęcia! Brudny Rzym i mój nieskazitelny kościół istniejący od dwóch tysięcy lat mają wspólną historię?!  Moderatorze - gdzie jesteś?! Na co potrzeba nam jeszcze świadków? Wszak słyszeliście bluźnierstwo!

Śpieszę jednak na pomoc strwożonym sercom. Mówiąc o "ojcach" wiary mam na myśli to o czym pisał apostoł Paweł nazywając "ojcami naszymi" niewiernych Izraelitów, którzy nie weszli do Ziemi Obiecanej z powodu nieposłuszeństwa (1 Koryntian 10:1-6). Pawle, Pawle, czy aby nie zagalopowałeś się za daleko? Noe, Abraham, Józef, Mojżesz, Dawid - to byśmy jeszcze zrozumieli, ale ci nieposłuszni Izraelici, którzy tęsknili za egipskim minimum socjalnym...; ci czciciele Złotego Cielca i poplecznicy buntu Koracha..?! Oni naszymi "ojcami"?! W naszej historii nie ma takich rzeczy!

Rozpoznanie faktu, że w historii mojego i twojego kościoła znajdują się tacy ludzie jak Absalom, Achab, Korach, Judasz, Czarnoksiężnik Szymon, Bonifacy VIII, Leon X czy Pius IV nie oznacza akceptacji ich niemoralności i odstępstwa. Oznacza natomiast dostrzeżenie, że jego (kościoła) korzenie sięgają czasów sprzed XVI wieku, a nawet przed pojawieniem się Jana Husa (co może jawić się wielu protestantom jako bardzo szokujące). Opis odstępstwa króla Achaba, zdrady Judasza to część historii kościoła, a nie wydarzeń dziejących się poza nim, wśród pogan. Polemika Augustyna z Pelagiuszem (IV wiek), ustalenia Soboru w Chalcedonie (V wiek), opis schizmy w 1054 roku to część historii kościoła, nie zaś czcicieli obcych bóstw.

Ów kościół jest społecznością Ludu Odkupionego, którego częścią byli również odstępcy oraz ci, którzy nie wytrwali w wierze. Uświadomienie tego faktu powinno nas chronić przed zupełnie niebiblijnym myśleniem, że prawda po wiekach ciemności przychodzi "wraz z nami", zaś kościół po tajemniczym zniknięciu w czasach Konstantyna Wielkiego (lub wcześniej) spadł na nowo z nieba w czasach Wycliffa, Husa lub Lutra. Brzmi niedorzecznie i zabawnie, prawda? Teraz jednak czas na kubeł (bardzo) zimnej wody: wiecie, że niektórzy protestanci w TO wierzą?!

Acha, tzw. "świadkowie Jehowy" również. Tyle, że u nich każde z powyższych nazwisk zastąpcie innym: Charles Taze Russel. To jednak tylko potęguje stopień niedorzeczności i niebiblijności myślenia, że kościół Jezusa pojawił się po kilkunastu wiekach od czasów apostołów w postaci takiej czy innej grupy odnowieniowo-reformatorskiej (a w przypadku świadków J. - odstępczej).

wtorek, 27 grudnia 2011

Kiedy Państwo staje się Mesjaszem

W teologii chrześcijańskiej bardzo ważne jest rozróżnienie na Stwórcę i stworzenie. Dlaczego jest to aż tak istotna kwestia? Ponieważ kwintesencją upadku człowieka i jego rebelii względem Boga jest zaprzeczanie temu rozróżnieniu. Kiedy diabeł kusił Ewę w Ogrodzie zaoferował jej szczególną nadzieję: bycie jak Bóg.

W starożytnych tyraniach mezopotamskiego świata królowie byli uważani za posiadających boską naturę. Egipcjanie wierzyli, że ich faraon jest istotą boską, pośrednikiem między niebem, a ziemią, kimś kto jest gwarantem egipskiego dobrobytu.

Tego typu wierzenia (obecne również w nowoczesnych demokracjach) prowadzą do współczesnej idei ubóstwienia państwa, wiary w siłę politycznego porządku, który nie może być zmieniony przez "zwykłych ludzi". W skali jednostek prowadzą do przekonania o samostanowieniu każdego z osobna o tym co jest dobre, słuszne, moralne, złe, sprawiedliwe. Każdy staje się "bogiem" dla samego siebie definiując rzeczywistość wedle własnego upodobania. Po co nam Bóg i Jego Słowo skoro sami możemy (i powinniśmy) decydować o tym jak żyć, kogo unicestwić i z kim się przespać.

Tymczasem tam gdzie w społeczeństwie słabnie wiara w Boga i Jego Opatrzność, troskę, zaangażowanie tam ludzie zwracają do państwa by to ono było ich "zaopatrzycielem", opiekunem, ostoją bezpieczeństwa, dobrobytu/minimum socjalnego itp. Nic więc dziwnego, że rządzący, którzy dalecy są od respektowania Bożych zasad dotyczących państwa, gospodarki, sądownictwa zaczynają wierzyć we własną "mesjańskość" bądź też moc polityczno-gospodarczych regulacji, struktur, które sami tworzą. Skutek jest taki, że bojaźń wobec państwa stała się wygodnym substytutem zaufania Bogu. Jak trwoga to już nie do Boga lecz do... premiera, rządu, a za nie długo być może - do Brukseli.

Dla wielu obywateli oraz rządzących to państwo jest ostateczną instancją odwoławczą, najwyższym moralnym autorytetem, źródłem praw człowieka i zwierząt. Niniejsze podejście jest skutkiem zanikania bojaźni Bożej, braku respektu wobec Jego Słowa jako najwyższego autorytetu. Jednak to właśnie Bóg i Jego Słowo nadają państwu autorytet, nie autorytet ostateczny, absolutny lecz delegowany, z którego rządzący będą się rozliczali nie tyle przez wyborcami lecz przed tym, który jest źródłem wszelkiej władzy, jej kompetencji oraz odpowiedzialności.

Oddzielenie państwa od kościoła czy państwa od Boga?

Oddzielenie kościoła od państwa nie oznacza: 1. Neutralności religijnej państwa. 2. Neutralności politycznej kościoła. 3. Niezależności którejś z tych instytucji od Boga.

O mojej akcji SwietaBezSzopki.pl w Radio Gdańsk

TUTAJ (po tekstem red. Włodka Raszkiewicza) można odsłuchać wczorajszej audycji z Radia Gdańsk (z moim udziałem) na temat świątecznej akcji SwietaBezSzopki.pl

wtorek, 20 grudnia 2011

To już jest koniec, nie ma już nic...

Histeryczny płacz mieszkańców Korei Północnej po śmierci Kim Jong Una.

środa, 14 grudnia 2011

Światopoglądowy nonsens

Przekonanie, że "państwo powinno być neutralne światopoglądowo" to nonsens logiczny. Samo to stwierdzenie to klasyczny światopogląd!