czwartek, 28 lutego 2013

Reforma drwala

Właśnie m.in. dlatego zapraszam na konferencję "Edukacja domowa jako alternatywa dla współczesnej szkoły" - 9 marca 2013 r., godzina 10.00 w Domu Technika NOT przy ul. Rajskiej 6 w Gdańsku. Szczegóły TUTAJ




wtorek, 26 lutego 2013

Konferencja w Gdańsku: "Edukacja domowa jako alternatywa dla współczesnej szkoły"

Serdecznie zapraszamy na wyjątkową konferencję pt. "Edukacja domowa jako alternatywa dla współczesnej szkoły", która odbędzie się w Gdańsku 9 marca (sb) w Domu Technika NOT przy ul. Rajskiej 6 o godzinie 10.00.

Czy jest jakaś alternatywa dla rodziców, którzy szukają innych dróg edukacji własnych dzieci niż szkoła? Jakie są obecnie zapisy w polskim prawie dotyczące możliwości uczenia dzieci w domu? Czy rodzice są w stanie samodzielnie uczyć własne dzieci? Co z socjalizacją dzieci uczonych domowo? Co z wynikami egzaminów i dalszym etapem kształcenia? Jak współpracować ze szkołą?

Na te i inne pytania postaramy się odpowiedzieć dzięki zaproszonym mówcom, z których wszyscy mają doświadczenie w uczeniu swoich dzieci domowo: prawnik, pedagog, pastor, dyrektor szkolny, wykładowczyni akademicka (psycholog). Po wykładach zapraszamy na panel dyskusyjny z udziałem wykładowców i rodziców uczących domowo.

Wstęp na konferencję jest bezpłatny. W przerwach między wykładami zapraszamy na kawę, herbatę, ciasto, rozmowy.

Organizatorzy: Katolickie Stowarzyszenie "Civitas Christiana" (pomorski.civitaschristiana.pl) oraz Ewangeliczny Kościół Reformowany w Gdańsku (gdansk.reformacja.pl)


Szczegółowy plan wykładów i mówców poniżej (kliknij obrazek aby go powiększyć).



poniedziałek, 25 lutego 2013

Narodzenie z dziewicy jako przemeblowanie sceny politycznej

"Z jednej strony, musimy mieć się na baczności przed ateistami, lecz z drugiej - także przed sentymentalnymi kaznodziejami redukującymi znaczenie narodzin z dziewicy do sfery duchowej i odmawiającymi im wszelkiej historycznej doniosłości. Magnificat ogłasza bowiem, że Bóg udzielił zbawienia całemu światu, zarówno w wymiarze duchowym, jak i fizycznym, a także religijnym, politycznym i gospodarczym. Ci, którzy temu przeczą, powinni otwarcie wyznać swą niewiarę. Maria cieszyła się ze zbawienia Bożego, z cudownej odmiany losu, z całkowitego przemeblowania sceny politycznej i systemów wartości, ze zbawczych planów Boga. Obietnice dane wiernym w czasach Starego Testamentu znalazły swe wypełnienie w narodzinach z dziewicy".

Rousas John Rushdoony, Biblijna filozofia historii

środa, 20 lutego 2013

Ojciec sekularysta

W jakiego Boga Ojca wierzą sekularyści? Sekularyści i ateiści uważają, że świat jest domem... bez Ojca, bez właściciela. Twierdzą, że sami ustalamy zasady, wedle których chcemy żyć. Ojciec sekularysta nie wierzy, że jego ojcostwo jest odbiciem ojcostwa kogokolwiek. Nie ma ojca. Jeśli zaś nie ma ojca,to nie ma ani tego, który określa zasady, ani tego, który wskazuje nam co ma cechować nasze więzi w rodzinie.

Jeśli więc sami określamy zasady to zarówno manifestacja siły, przemocy, molestowanie mają tak samo rację bytu jak szacunek i miłość. Jeśli wierzysz, że świat jest pustym domem, do którego przypadkowo się wprowadziłeś i możesz sam ustalać w nim zasady, to w taki sposób będziesz się zachowywał jako ojciec w swoim domu. I niektórzy ojcowie właśnie z tego miejsca wychodzą: Nie chce mi się. Po co? Ale jaki cel? Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia. Róbcie sobie co chcecie. Rób tak, synu, byś poradził sobie w świecie, mniejsza o zasady. Odchodzę! Odtąd jesteście rodziną bez ojca!

Jeszcze inni nie spędzą choćby jednego dnia bez butelki wódki i siniaków na ciele członków rodziny. Takie zachowanie to nie obraz Ojca w niebie, alebraku ojca, braku osoby, przed którą odpowiadasz.

Jako ojcowie zawsze coś ogłaszamy. Zawsze coś oznajmiamy dzieciom i tym, którzy nas widzą jako ojców. Szorstki, oschły ojciec, który zajmuje się wyłącznie wydawaniem poleceń i oczekiwaniem, że wszyscy w domu będą mu służyli to idealny wyznawca Allacha. 

Ojciec, który pozwala swoim dzieciom na wszystko, nie strofuje ich, nie spędza z nimi czasu, nie wierzy, że sam musi się poddać autorytetowi to idealny sekularysta.

Może zaś wierzysz, że Bóg owszem jest, ale to nie ma nic do rzeczy z twoją rolą ojca. Bóg zajmuje się wyłącznie sprawą mojej duszy, zbawienia i zadbał o to dawno temu. Jeśli tak, to jesteś ojcem deistą.

Naszym życiem, podejściem do synów i córek ukazujmy raczej obraz i miłość Ojca w Niebie.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Dziesięć argumentów za legalizacją poligamii

Powoli cichnie debata na temat związków partnerskich. Rząd jednak już zapowiedział pracę nad propozycją nowej ustawy, która byłaby do przyjęcia dla środowisk konserwatywnych (czytaj: jeśli to odrzucicie, to nie ma dla was nadziei).

Gdy przysłuchiwałem się argumentom za legalizacją związków partnerskich, trudno było nie oprzeć się wrażeniu, że środowiska homoseksualne, którym najbardziej na niej zależało (dziwne, prawda?), użyły taktyki podczepienia się pod ogólne zapisy. Cel był oczywiście klarowny – prawne usankcjonowanie związków homoseksualnych, co byłoby kolejnym ważnym krokiem naprzód w batalii o dalsze przywileje.

Ten zabieg mnie nie dziwi. Dziwi mnie natomiast argumentacja zwolenników sankcjonowania związków partnerskich, którzy jednocześnie mocno podkreślali, że w projektach uchwał wcale nie chodziło ani o małżeństwa homoseksualne, ani o adopcję dzieci przez homoseksualistów. Wszak nie ma w nich ani słowa na ten temat.

Fakt. Nie ma zapisów na temat homoseksualnych „małżeństw”. Jednak słuchając uzasadnień posłów PO, SLD oraz RP służących obronie projektów ustaw za związkami partnerskimi nie znalazłem ani jednego argumentu za związkami partnerskimi, który jednocześnie nie byłby argumentem za udzielaniem ślubów osobom homoseksualnym. Co więcej – każdy z niniejszych argumentów jest jednocześnie argumentem za legalizacją małżeństw... poligamicznych. W naszym kraju żyją wszak osoby nie tylko w nieformalnych związkach heteroseksualnych oraz homoseksualnych. W Polsce żyją także osoby mające więcej niż jednego partnera. Oczywiście z powodu obawy przed wrogą reakcją rodziny, otoczenia nie chcą się z tym obnosić. Najwidoczniej w młodej polskiej demokracji i zaściankowości nie dojrzeliśmy jeszcze do tolerancji i akceptacji tego typu związków. Gdyby jednak takie osoby odważyły się na „coming out” miałyby podaną „na talerzu” argumentację, dlaczego ich związki powinny być akceptowane i sankcjonowane w polskim prawie. Dostarczyli jej... zwolennicy związków partnerskich oraz środowiska homoseksualne. Proszę bardzo:

1. Związki więcej niż dwojga osób są faktem. Nie powinniśmy zakrywać oczu na rzeczywistość. Polskie prawo powinno ten fakt uwzględniać, a nie przechodzić wobec niego z obojętnością.

2. Legalizacja poligamii nie łamie zapisów konstytucji i w żaden sposób nie degraduje małżeństwa rozumianego jako związek jednego mężczyzny z jedną kobietą. Najzwyczajniej wskazuje na inne rozwiązania i jedynie poszerza zakres znaczeniowy terminu „małżeństwo”, nie znosząc tradycyjnego modelu.

3. Zwolennicy poligamii nie zachęcają i nie zmuszają monogamistów do swojego stylu życia. Domagają się jedynie respektowania ich światopoglądu na małżeństwo. Zależy im na krzewieniu tolerancji, szacunku i zrozumienia dla drugiego człowieka.

4. Zwolennicy poligamii są przeciwko ograniczaniu im swobody w stylu życia, na który się zdecydowali. Przeciwnicy poligamii powinni zrozumieć, że nie wszyscy muszą podzielać ich światopogląd, religię, spojrzenie na staroświecki model związku 1+1.

5. Środowiska feministyczne, genderowe, LGBT, jak i konserwatywne oraz chrześcijańskie powinny zrozumieć, że świat jest różnorodny, pluralistyczny i zawężanie definicji małżeństwa tylko do dwojga osób jest bardzo zubażające. Szerokie spojrzenie na złożoność rzeczywistości jest cechą ludzi otwartych.

6. Dyskryminacja ze względu na ilość partnerów jest poważnym problemem współczesnej Europy. Czas skończyć z poligamofobią oraz mową nienawiściskierowaną wobec osób żyjących z wieloma partnerami.

7. Posiadanie wielu partnerów jest w Polsce czymś legalnym. Dlatego poligamiści nie domagają się żadnych przywilejów, a jedynie nie dyskryminowania formy ich związków w polskim prawodawstwie.

8. Potępianie poligamii to domena ciemnych wieków przeszłości. We współczesnej, nowoczesnej Europie nikt nie powinien czuć się wykluczany ze względu na preferowany styl życia.

9. Amerykańscy naukowcy nigdy nie uznali poligamii za chorobę.

10. Poligamistami było wiele znanych i szanowanych osób np. biblijni Jakub, Dawid i Salomon. Można także wymienić Kazimierza Wielkiego, Fryderyka Chopina, Martina Luthera Kinga i Boba Marleya – ci jednak skutecznie to ukrywali.

Wniosek: jeśli któregokolwiek z powyższych argumentów użyją środowiska „postępowe” i homoseksualne za prawnymi przywilejami dla innego rodzaju związków niż małżeństwo jednej kobiety z jednym mężczyzną – można odpowiedzieć: „to bardzo dobry argument! Za legalizacją poligamii”. 

sobota, 16 lutego 2013

Wybór nowego papieża w oczach protestanta

W poniedziałek (11 lutego 2013 r.) Benedykt XVI ogłosił wiadomość o rezygnacji z urzędu papieskiego. Choć nie jest to żadną tragedią i prawo kanoniczne dopuszcza taką możliwość, to nie ulega wątpliwości, że Kościół Rzymskokatolicki przeżywa trudne chwile. W kontekście ujawnianych afer na tle seksualnych nadużyć duchownych, porzucania kapłaństwa i w końcu wpływu sekularyzmu na chrześcijan we współczesnej Europie, ów kryzys w Kościele ma swoje... dobre strony. Chrześcijaństwo w naszym kraju przestaje być bowiem religią wyznawaną bezrefleksyjnie przez "nominalnych katolików". Staje się natomiast świadomą deklaracją podążania za Chrystusem i Jego Słowem. Jako protestant dostrzegam ten trend w wielu dyskusjach z przyjaciółmi z kręgów katolickich, których wiara wynika ze świadomego opowiedzenia się za ewangelią i chrześcijańskimi wartościami.

Dlaczego jednak jako klasyczny protestant zajmuję się sprawami nie mojego Kościoła? Czyż prawdą nie jest, że to nie mój biznes jakiego lidera wybierze inna wspólnota? Tak i nie. Owszem, to nie mój biznes, dlatego nie piszę niniejszych rozważań z perspektywy osoby, której ta decyzja dotyczy pod względem stanu i duchowej kondycji mojego Kościoła. Jest to jednak mój biznes, gdy spojrzymy na niniejszą sprawę z perspektywy faktu, że jako chrześcijanin i obywatel ponoszę pewne konsekwencje działań, w których głowa Kościoła Katolickiego jest zaangażowana. Papiestwo nie jest bowiem jedynie honorowym lub figuratywnym urzędem dla odświętnie ubierającej się osoby. Przykładowo, jestem wdzięczny wobec Jana Pawła II, podobnie jak wobec Ronalda Reaggana czy Margaret Thatcher za ich ogromny wkład w obalenie systemu komunistycznego w krajach Europy środkowo-wschodniej, włączając w to mój kraj. Samo to pokazuje, że wybór nowego papieża jest sprawą istotną również dla osób, którzy nigdy nie uczestniczyli we Mszy.

Decyzja Benedykta XVI ma miejsce w kontekście kulturowych bitew o duchowym charakterze, w których nie chodzi, jak byliśmy jeszcze niedawno wszyscy zapewniani, o równe prawa i tolerancję. Chodzi o ludzkie umysły i dusze, o kulturową dominację, obyczajową rewolucję, w której narzędziem jest tzw. poprawność polityczna.

Bierzemy udział w ciekawym eksperymencie kulturowym, który prędzej czy później runie. Bez obaw. Natury stworzonego przez Boga świata nie da się poprawić poprzez regulacje polityczne. Żadne dyrektywy dotyczące wydawania przez jabłoń śliwek nie zmienią natury jabłoni. Możemy być zachłyśnięci ich innowacyjnością, rewolucyjnością, jednak tylko do czasu pojawienia się owoców.

Po wieloma względami jestem sojusznikiem Kościoła Katolickiego. Stoimy po jednej stronie barykady jeśli chodzi o aspekty obyczajowe i jasne opowiedzenie się za wartościami chrześcijańskimi w kulturze, ochronę życia nienarodzonego, rodziny i świętości małżeństwa. Oczywiście tak jak powinniśmy współpracować i mówić jednym głosem w kwestiach moralnych, tak powinniśmy podejmować pełen szacunku dialog na temat doktrynalnych różnic.

Pod wieloma względami cenię również Benedykta XVI  (za Jego Chrystocentryzm, zaangażowanie kulturowe, sprzeciw wobec relatywizmu), pod innymi zaś stoimy po dwóch przeciwnych stronach (zrozumienie tego czym jest Kościół, sukcesja apostolska itp.). Na wybór nowego papieża spojrzałbym jednak jako na możliwość, nie zaś jedynie jako konieczność.

Osobiście mam nadzieję na wybór ciemnoskórego przywódcy Kościoła. Nie, nie... Nie chodzi o głupawe przepowiednie o końcu świata po wyborze "murzyna". Majowie się mylili. Aztekowie również. Chodzi raczej o kontekst i czasy, w których obecnie żyjemy. Ciemnoskóry papież to nie tylko silnik dla chrystianizacji krajów afrykańskich. To przede wszystkim dobry powód by bronić wartości chrześcijańskich w zachodniej kulturze posługując się narzędziami dostarczonymi przez... politycznie poprawną lewicę. Krytykujesz ciemnoskórego papieża, który mówi, że państwo powinno chronić życie wszystkich ludzi, również tych nienarodzonych? Jesteś rasistą! Krytykujesz afrykańskiego papieża, który głosi, że rozwiązaniem problemu AIDS w Afryce jest małżeńska wierność? Jak śmiesz, jako europejczyk, wypowiadać się o problemach Afryki?!

Ciemnoskóry lider to w erze dominacji politycznej poprawności duży handicap.

czwartek, 14 lutego 2013

Kochaj tą osobę, którą poślubiłeś

Biblia nie mówi: "Poślub tą osobę, w której się zakochałeś". Mówi: "Kochaj tą osobę, którą poślubiłeś".

Oczywiście nie oznacza to, że zakochanie samo w sobie jest złe. Oznacza jednak, że jest ono niewystarczającym powodem do zawarcia małżeństwa. Natomiast małżeństwo to wystarczający powód by kochać.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Konto na Twitterze

Dla mających konto na Twitterze: adres mojego konta to @PawelBartosik

piątek, 8 lutego 2013

Jak Kościół może pomóc osobom transseksualnym?

Niewątpliwym sukcesem Ruchu Palikota jest fakt przetoczenia się w opinii publicznej dyskusji na temat transseksualizmu. Co prawda jest to temat zastępczy zakrywający wiele innych problemów, z którymi zmaga się rząd, jednak narzucenie debaty na temat seksualności i płci przez ugrupowanie, które w zasadzie zajmuje się tylko dwoma kwestiami (różne odmiany seksu i antyklerykalizm) było bardzo celne z perspektywy pijarowej. 

Na pytanie niektórych konserwatystów i chrześcijan: "po co się tym zajmować?", odpowiedź jest w zasadzie prosta. Tym tematem już zajmuje się opinia publiczna i duża część społeczeństwa w naszym kraju. Mamy więc dwa wyjścia: albo odpuścić i pozwolić na narzucanie własnych definicji środowiskom lewicowo-feministycznym, albo wpływać na kulturę. Temat transseksualizmu za sprawą Anny Grodzkiej i Ruchu Palikota wyszedł z podziemia i stał się sprawą publiczną, co samo w sobie jest przejawem kulturowego odstępstwa. I to nie dlatego, że osoby transseksualne funkcjonują w przestrzeni publicznej, ale dlatego, że zawahania przed etyczną oceną tejże kwestii oraz poważne dyskusje o kryterium określania płci świadczą o moralnej impotencji pewnej części naszego społeczeństwa.

Czy to, w jaki sposób stworzył nas Bóg pod względem budowy ciała cokolwiek wyraża jeśli chodzi o naszą tożsamość i powołanie? Odpowiedź Pisma Świętego brzmi: zdecydowanie tak. Bóg od początku uczynił człowieka mężczyzną i kobietą. I nawet gdyby Adam wskutek dalszych doświadczeń życiowych, fascynacji ciałem Ewy, funkcji mózgu itp. chciał zostać kobietą i dokonać samookaleczenia - uczyniłby to jako mężczyzna ponieważ w taki sposób opisał go Stwórca. Cokolwiek robi Anna Grodzka, robi to jako mężczyzna ponieważ nim jest. Cokolwiek robię - robię to jako mężczyzna ponieważ nim jestem.

Zatem budowa ciała, narządy (męskie lub żeńskie) wyrażają naszą płeć i powołanie dane od Boga. Dlatego wsparcie dla Anny Grodzkiej (i innych mężczyzn zmagających się z problemem "uwięzienia w nie swoim ciele") polega na budowaniu w nim pozytywnego wizerunku siebie jako mężczyzny, nie zaś ucieczkę w marzenia o innej tożsamości. Jeśli patrząc na dwa jabłka nie czujesz się komfortowo emocjonalnie, to stwarzanie psychologicznej teorii o istnieniu trzeciego jabłka (by poczuć się komfortowo) jest ucieczką w iluzję.

W jaki sposób, jako chrześcijanie, powinniśmy więc traktować osoby transseksualne? Powinniśmy przede wszystkim głosić im ewangelię bez słów wzgardy i nienawiści. Mimo iż transseksualizm jest poważnym duchowym odstępstwem, karykaturą i zniekształcaniem piękna kobiecości oraz męskości, to nie jest to grzech większy i "mniej przebaczalny" od innych. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z ludzkimi dramatami i zagubieniem. Owszem, nie powinniśmy akceptować ich grzesznych wyborów i decyzji. Nie powinniśmy dać sobie narzucić genderowych i feministycznych definicji męskości i kobiecości. Kościół powinien jednak zająć postawę inicjatywy, nie zaś ucieczki. Chrystus wchodził do domów grzeszników, jadał z nimi i rozmawiał - ilustrując swoim życiem prawdę o Bożej łasce dla każdego człowieka, który się upamiętał, szuka przebaczenia grzechów i pragnie nowego życia. 

Jeśli Kościół chce być wierny w swoim powołaniu, powinien zachęcać osoby transseksualne do nawrócenia i podjęcia walki o... własne ciało. Powinien zarówno ostrzegać je przed Bożym sądem, jak i wspierać w dążeniach do odbudowywania poczucia własnej wartości, samoakceptacji, "zaprzyjaźnienia się" z ciałem danym od Boga, do zachowań, sposobu ubierania i mówienia w zgodzie z Bożym powołaniem. Te zaś wyrażone zostało poprzez ciało, którym obdarzył nas Stwórca. Nie jest ono przypadkowym produktem bezosobowych sił, wybrykiem ślepej natury. Jest darem od naszego Projektanta. Nie niszczmy tego daru. Nie zniekształcajmy go. Nie odrzucajmy go.

czwartek, 7 lutego 2013

Anna Grodzka - mężczyzna czy kobieta?

 Wczoraj Paweł M. - czytelnik bloga, zadał pytanie na temat definicji transseksualizmu.

Czy chrześcijanin powinien mówić:


1. Pani Anna Grodzka (akceptowanie, że zmieniła płeć),
2. Pan Anna Grodzka (unikanie podkreślania kobiecości, bo to nie kobieta; nie akceptujemy, że to kobieta),
3. Anna Grodzka (unikanie Pan/Pani; czy to kobieta czy mężczyzna ?),
4. Pan Krzysztof Bęgowski (unikanie mówienia Anna Grodzka)
5. Pani Krzysztof Bęgowski
(unikanie mówienia Anna Grodzka, ale uwzględnienie, że jest kobietą)
6. Transseksualistka Anna Grodzka (unikanie mówienia Pan/Pani, ale podkreślenie zmiany płci)
6. Transseksualista Krzysztof Bęgowski (unikanie mówienia Pan/Pani; podkreślanie, że to jednak mężczyzna)


To jest pytanie o to, co jest obiektywną rzeczywistością, a co należy do zmiennej kategorii.


Obiektywną rzeczywistością jest płeć. Dlatego nie określam Anny Grodzkiej jako "pani". Jakkolwiek to zabrzmi: Anna Grodzka jest mężczyzną, który wskutek dramatycznych walk z zaakceptowaniem swojej tożsamości, ciała, wyglądu itp. poddał się operacji. Z perspektywy Biblii łączy się to z odrzuceniem Bożego opisu rzeczywistości, naszych powołań jako mężczyzn i kobiet wyrażonych poprzez ciało, którym zostaliśmy obdarowani. 

Transseksualizm mówi natomiast Bogu: "Nie. Pomyliłeś się. To JA określam rzeczywistość. To JA definiuję siebie jako mężczyznę lub kobietę. Płeć należy do kategorii ludzkiego wyboru". Dlatego rozumiejąc ludzkie dramaty, należy dodać, że transseksualizm jest poważnym duchowym buntem względem porządku stworzenia. Wiąże się bowiem ze zniekształceniem piękna biblijnej kobiecości i męskości.

Określenie "transseksualista Anna Grodzka" również jest trafne, bo zarówno określa płeć (rodzaj męski), jak i komunikuje, z jakiego rodzaju osobą, wyzwaniem i odstępstwem mamy do czynienia.

Pozostaje kwestia imienia. Polskie prawo dopuszcza możliwość przyjęcia nowego imienia i nazwiska. W tym przypadku problematyczna jest jego kobieca forma. Sądzę jednak, że nie powinniśmy mieć problemu z używaniem formy "Anna Grodzka". 

Z kilku powodów:
1. Jest to prawdziwe imię i nazwisko, którym ta osoba legalnie się posługuje. 
2. Istnieją sytuacje przyjmowania przez mężczyzn imion kobiecych.
3. Rozpoznajemy w ten sposób absurdalność całej sytuacji. 
4. Choć zmiana imienia i nazwiska w tym przypadku jest również przejawem odstępstwa od Bożego porządku w świecie, to nie powinniśmy mieć problemu z przyjęciem do wiadomości, że tak się stało. 
5. Rozpoznając to, jednocześnie nie dajemy sobie narzucić genderowo-feministycznych kategorii definiowania płci jako własnego wyboru.

sobota, 2 lutego 2013

Jak radzić sobie z winą po seksualnej porażce


Dziś na blogu kazanie pastora Johna Pipera "Jak radzić sobie z winą po seksualnej porażce".

"Największą tragedią nie jest głównie masturbacja, cudzołóstwo czy zachowywanie się jak ciekawski Tomuś (tudzież ciekawska Kasia) w Internecie. Tragedią jest to, że Szatan używa tego poczucia winy, żeby pozbawić cię każdego marzenia jakie kiedykolwiek miałeś lub możesz mieć, a w to miejsce zasiewa pozorne szczęście - bezpieczne życie z powierzchownymi przyjemnościami, dopóki nie umrzesz w swoim bujanym fotelu, nieopodal jeziorka, pomarszczony i bezużyteczny, pozostawiając wielki, zasobny spadek swoim dorosłym już dzieciom, aby jeszcze bardziej utwierdzić ich w ich świeckości. To jest największą tragedią!"

Całość TUTAJ