sobota, 2 stycznia 2010

Różnica między Tuskiem a Kaczyńskim

Dziś publikuję fragment bardzo ciekawego tekstu Rafała Ziemkiewicza pt. KOMPAS na rok 2010: I tego trzymać się trzeba

"Gdy nazwałem obecny rząd najgorszym rządem dwudziestolecia, kolega, zresztą jeden z najlepszych komentatorów politycznych, oskarżył mnie o retoryczną przesadę, przypominając rządy Suchockiej, mniejszościowy gabinet AWS czy równie schyłkowy rząd Belki. Nie ma racji. Rzecz nie w sprawności administrowania, w czym, oczywiście, niektórzy obecni ministrowie są gorsi, niektórzy lepsi, a średnia w porównaniu wypada średnio. Rzecz w tym, iż gabinet Tuska jest pierwszym rządem, którego nieskrywaną filozofią jest abdykacja, nierządzenie. Poprzednicy przynajmniej próbowali jakąś wizję, jakieś zamiary, mniej lub bardziej szlachetne, zrealizować. Przynajmniej chcieli, mniej lub bardziej sensownie, coś usprawniać, zmieniać, reformować. Nawet bezsilny rząd Belki odważył się mieć plan Hausera. Kaczyński, nie odmawiajmy mu tego, był szczery w swym konflikcie z układami, sitwami, nawet jeśli zabierał się do walki z nimi niezbyt udolnie i zanadto wierzył, że szlachetny cel uświęca środki. Nie do końca zresztą potrafię go potępiać, bo jednak, gdyby nie jego rządy, nie pękłby ustanowiony w czasie historycznego zblatowania monopol na rynku mediów, nie doszłoby do ich częściowego spluralizowania – mielibyśmy nadal wszędzie, w gazetach i eterze to samo Towarzystwo, w którym za umiarkowane centrum robiliby Żakowski z Paradowską, za prawicę Lis, a za skrajną prawicę Wołek (oczywiście, niewykluczone, że ten pożądany przez establisz-męty stan wróci, pracują nad tym intensywnie). Nie to, żeby takich jak ja prezes PiS lubił, ale na szczęście miał interes, by ich do polskich mediów, od zarania i nadal wszak kreowanych z politycznych nominacji (szczególnie dotyczy to tzw. mediów prywatnych czy też komercyjnych) wpuścić takich, co będą rozbezczelnionym salonowcom trochę psuć krew.

Natomiast Donald Tusk był pierwszym, który zmienianie czegokolwiek zupełnie odpuścił i beztrosko oddał kraj w ręce grup interesu. Prawnicy, komornicy, biegli rewidenci, cholera wie kto − chcecie ustawę? Zgłoście swoje oczekiwania i jeśli jesteście w stanie odwdzięczyć się znaczącym dla partii rządzącej poparciem, dostaniecie prawo uszyte pod wasze oczekiwania.

Niewiarygodna rzecz, że polityk tak morderczo skuteczny w eliminowaniu konkurentów do sprawowania władzy, w samym sprawowaniu władzy mógł się okazać tak indolentny, jak okazał się przez ostatnie dwa lata Tusk. Być może po prostu wyciągnął wnioski ze spektakularnego upadku Kaczyńskiego i z rozmiarów powszechnej nienawiści, jaką potrafiły rozpętać przeciwko niemu zjednoczone w poczuciu zagrożenia wpływowe sitwy. Być może lenistwo − gdyby miał w sobie Tusk żądzę władzy, zamiast celebryckiej żądzy świecznikowania, nie poświęcałby przecież realnych możliwości premiera dla raczej dekoracyjnej funkcji prezydenta. W każdym razie, jako premier postanowił Tusk być Smerfem Lalusiem, nie robiącym niczego, poza nieustannym podziwianiem swego odbicia w lustrze sondaży i niczym poza tym odbiciem nie zainteresowanym, łaszącym się o popularność, gotowym dla jej zdobycia powiedzieć i obiecać wszystko i wszystkiemu nazajutrz zaprzeczyć.

Kaczyńskiego można przynajmniej, na serio, nienawidzić. Tusk budzi tylko mdłości".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz